Jeżeli ktoś myśląc o wyjeździe do Szkocji, liczył na kapryśną pogodę, spotkanie z krwiożerczymi meszkami – midges lub grasującymi na wybrzeżu potwornymi mewami – to przeżył wielkie rozczarowanie!
Po pokonaniu 2000 km, 16 września grupa uczniów „Tischnera” i „Plastyka” postawiła pierwsze kroki na angielskiej ziemi, wybierając na cel turystycznych zachwytów York z jego średniowieczną architekturą łączącą ślady Wikingów i Rzymian, a w następnym dniu – Newcastle, największe miasto północnej Anglii. Jednak najsilniejsze wrażenie na większości wywarła stolica Szkocji - Edynburg, zwany też Atenami Północy. Tutaj trudno było nie ulec urokowi Zamku Edynburskiego, Katedry St. Giles', gdzie odbywały się koronacje królów Szkocji, czy wzgórz Calton, skąd rozciągał się widok na całe stare miasto. Skala pozytywnych emocji wciąż rosła, bo w planach były jeszcze inne niezwykłe miejsca: zamek Inverness , w którym bohater szekspirowskiego dramatu - Makbet - miał zabić króla Dunkana – i słynne, ukryte pośród mrocznych szkockich wzgórz z lodowatymi wodami jezioro Loch Ness, w którego nieprzeniknionych odmętach żyje, wedle legendy, tajemniczy potwór pieszczotliwie zwany Nessie.
Wielbicieli klasycznego kina czekały jeszcze nie lada atrakcje: pola bitewne z filmu „Braveheart”, zamek na wyspie mgieł – Skye z produkcji pt. „Nieśmiertelny” czy wiadukt kolejowy, po którym mknął Hogwart Express z „Harrego Pottera”.
Dla miłośników naturalnych krajobrazów znalazły się: część grzbietu skalnego: Old Man of Storr (kciuk starożytnego olbrzyma), w ocenie wielu najbardziej spektakularny widok w Szkocji oraz nadmorskie klify Kilt Rock czy też najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii – Ben Nevis.
Fort William, Stirling, Glasgow pozwoliły wszystkim tym, którzy czuli jeszcze niedosyt, pozbyć się tego przykrego uczucia, a zwieńczeniem całości okazał się położony nad rzekami i kanałami Amsterdam, który mógł zaspokoić kulturowy głód artystycznie usposobionych podróżników chociażby wystawą w Rijskmuseum ze słynnym obrazem Rembrandta: „Straż Nocna” czy „Mleczarką” Vermeera.
Życzyć można sobie kolejnych tak bogatych w wrażenia wyjazdów, a jaki będzie ich kierunek – czas pokaże.